Galaktyki

 

Każde z nas było małą galaktyką. Różniliśmy się od siebie całkowicie, a jednocześnie byliśmy do siebie tak podobni. Nasze skóry miały na sobie konstelacje znamion, przebarwień i pieprzyków, które łączyliśmy opuszkami palców, leżąc w łóżku nocą. Zazwyczaj milczeliśmy, patrząc w sufit i nie myśląc o kolejnym dniu.

Ja i Tess. Dwie małe galaktyki, będące jednocześnie tak blisko i tak daleko.

Teraz już nie wiem, czy to wszystko co trwało między nami naprawdę się wydarzyło. Czy ona przypadkiem nie zaistniała tylko w mojej chorej głowie. Sam zacząłem nawet w to wierzyć, bo długo powtarzane kłamstwo w końcu zazwyczaj stawało się prawdą. Nie mogłem też ufać swojemu umysłowi, bo przez wszystko to co się działo, co oni ze mną robili, moja świadomość płatała mi figle. W dodatku coś, co według nich miało mi pomóc, pogarszało mój stan i coraz trudniej przychodziło mi kontrolowanie samego siebie i innych, którzy mieszkali w moje głowie.

Wspomnienia tworzyły w mojej chorej świadomości porwaną mapę, na której większość ścieżek prowadziła donikąd. Te strzępki za nic nie chciały ze mną współpracować. Ona nie chciała do mnie wrócić. Pamiętałem zapach jej skóry. Miękkość ciemnych włosów mojej ukochanej, kolor oczu. Ale to wszystko nie chciało ułożyć się w jedną całość. Nie chciało stworzyć jej obrazu.

Nawet teraz, kiedy siedzę na szpitalnym łóżku o piątej nad ranem i staram to sobie poukładać jest mi ciężko. Cholernie ciężko. Żeby tego było mało, moje skronie palą, a szczęka boli od zaciskania jej na blokadzie.

Po wysokości słońca na horyzoncie widocznym za zakratowanym oknem wnioskuję, że do obchodu i śniadania została jakaś godzina. Potem jak zwykle łazienka. Co dalej? A cholera wie.

Opadając na poduszkę zamykam oczy. Nie wyciągam palców z włosów. Trochę zarosłem od kiedy tu trafiłem. W końcu do miejsc takie jak te nie wprowadzają fryzjerów, to by mijało się z celem i zagrażałoby wszystkim. Jasne pukle opadają na moją twarz. Po chwili czuję na policzkach ciepłą strużkę, której nie mogłem powstrzymać. Zaczynam płakać z bezsilności.

Budzę się dopiero w gabinecie psychiatry. Jak ja tu do cholery jasnej trafiłem? Ach, no tak… Lily jest w mojej głowie od kiedy pamiętam a i tak nie przyzwyczaiłem się do tego, że przejmuje moje ciało. Ja wtedy śpię. Nie jestem świadomy niczego, co się wtedy dzieje. Zwykle właśnie przez jej wybryki trafiam na stół.

Lekarz coś mówi. Patrzę na niego, kuląc się odrobinę, ale nie słucham potoku słów, które wydobywają się z jego ust ukrytych za ogromnym wąsem. Kiedy do moich uszu dobiegają słowa „choroba”, „osobowość wieloraka”, „wytwór umysłu”, obruszam się. Mówię, że to nie prawda, że jestem zdrowy. Upieram się, że to nie kwestia choroby.

Zaczynam się denerwować. Unoszę się na krześle i zaciskam palce na podłokietnikach. Wtedy on układa dłoń na przycisku, znajdującym się w jego biurku. Wiem doskonale co to oznacza.

Do cholery jasnej, kiedy to się skończy.

W jednej chwili gniew przeradza się w przerażenie. Słyszę płacz Lily w głowie, bo ona też wie, co nas czeka. Lekarz mówi jeszcze, że Tess to też wytwór mojej wyobraźni. Twierdzi, że gdyby istniała, odwiedziłaby mnie chociaż raz. W tej chwili znowu zaczynam wątpić. Jestem zagubiony.

Opieram się, kiedy dwóch pielęgniarzy łapie mnie pod ramiona i próbuje siłą wywlec z gabinetu do pomieszczenia obok. Nie, nie, nie, tylko nie to. Znowu zapomnę, znowu będę pamiętał mniej niż teraz. Lily krzyczy w mojej głowie ze strachu, ja też zaczynam płakać, kiedy znowu przywiązują mnie do łóżka i wkładają do ust silikonową nakładkę na zęby, abym sobie ich nie połamał i nie odgryzł języka.

Wierzgam, a w mojej głowie jak film pojawiają się wszystkie obrazy, które udało mi się do tej pory odzyskać. W ostatniej chwili przed elektrowstrząsem, widzę Tess tak wyraźnie, jak nigdy. W końcu, udało się, w końcu jest. Wspomnienie jest tak idealnie prawdziwe.

Potem czuję strzał, który rozchodzi się od moich skroni po całym ciele i doprowadza do konwulsji. Wyginam się w łuk i nie widzę nic oprócz nieprzeniknionej ciemności. Znowu nie pamiętam nic…

5 uwag do wpisu “Galaktyki

Dodaj komentarz